Fotorelacja z rejsu klubowego: Holandia, Belgia, Francja, Anglia 2010....

 

 

 

 

Fotorelacja z jednego z pierwszych rejsów klubowych w 2010 Morze Północne. Tym razem bez sztormów.

DZIEŃ PIERWSZY

Przyjechaliśmy z rana (koło 9:00). Organizator dał ciała i musieliśmy sami robić zaprowiantowanie. Skipper na drugą łajbę był z łapanki. Rzuciło to na dzień dobry lekki cień na rejs. No, ale dobra. Część ekipy pojechała po zaopatrzenie do Lelystad (Holandia), reszta wypoczywała w oczekiwaniu na możliwość wejścia na łajbę.

Podział na wachty i zakwaterowanie poszło sprawnie. Zdecydowaliśmy, że nie idziemy na wieczór tylko wcześnie rano. (Było już w okolicach kolacji zanim jako tako zapoznaliśmy się z jachtem i poształowaliśmy graty).


Na drugim jachcie który znajdował się w Stavoren - jakieś 80km od nas (kolejna skucha organizatora), towarzystwo nie nadawało się do wypłynięcia po spożyciu w czasie podróży, jak zameldował skipper Jarosław.
No i dobrze. Też urządziliśmy sobie powitalną imprezkę.
//Na zdjęciu jacht Bolbliksem klasa feeling 13,75m wyposażony napradę super. Zadbany, wszystko 100% sprawne, żadnej awarii w rejsie. Rewelacja. Do uzupełnienia jednak na przyszły rejs ploter i radar bo gorąco się robiło we mgle w nocy na szlaku//

DZIEŃ DRUGI


Mistrz kambuza zapodał zapiekane w piekarniku świeże bułeczki z serem i innymi dodatkami.


Wchodzimy do śluzy w Lelystad. Po drodze do Ijmujden przez Amsterdam mamy 3 śluzy i jeden most.


Czekamy na otwarcie mostu.

Relację z trasy skracam możliwie jak się da. Ogólnie tylko w naszej załodze było ponad 2000 zdjęć. Później będzie jeszcze krótki filmik jak znajdę czas na montaż ;)


Śluza w Ijmujden. Przed nami otwarte morze.


Wytyczam kurs. Wiatr prosto w "twarz". Okazuje się że nie dostaliśmy od organizatora (a właściwie od skippera) map Anglii. Na moim lapku C-Map kończy się na wejściu do Tamizy. Mapa ta zresztą też jest stara i może służyć tylko pomocniczo. W tych okolicznościach proponuję bujać się w nocy w kierunku Belgii i w miarę wcześnie wejść do jakiegoś portu i zakupić aktualną mapę. Wojtek ciężko to przeżywał, ja natomiast z góry zakładałem, że jak wiatr nie będzie pasował to zmieniamy trasę. Plan jest zaatakować Londyn z innej wysokości - Belgia lub Francja. Zobaczymy jak pogoda.


Niby szału nie było (5B) ale łajba ciężko pracowała na fali. (Śmigło wraca z dziobu - bujał się ;)

DZIEŃ TRZECI


Ponownie obejmuję wachtę. W wachcie jestem z Bartkiem. Planujemy wejść do ZeeBrugen (Belgia).



Zeebrugen - widok na marinę.


W nocy trochę nas wybujało i zdecydowaliśmy że ruszamy w miasto coś pozwiedzać. Większość z nas nigdy tu nie była. Dariusz Karaś sprawdził ceny, wszystkie połączenia, powroty itd. Pojechaliśmy do Brugen korzystając z tramwaju, pociągu i grupowej zniżki.


W Belgii widać było wiosnę dalej posuniętą niż u nas


RollerCoaster - nie mogliśmy się oprzeć żeby nie skorzystać z miejscowych atrakcji ;)


Załoga w komplecie (BRUGEN)


W każdym mieście sprawdzamy lokalny browar no i menu ;). Tu pijemy Kwaka w specjalnych pokalach robiących KWAK po osiągnięciu pewnego poziomu ;)



Wesołe miasteczko w Brugen.


DZIEŃ CZWARTY


Dariusz Karaś sprawdza logistykę na kolejny port (Dunkierka we Francji) oraz prognozy na najbliższe dni.


Wychodzimy z mariny.


Na morzu płasko. Jedziemy na silniku. Pod pokładem kwitnie hazard ;)


Nie udało nam się kupić mapy wybrzeża Anglii. Mamy tylko Almanach 2010. Dobre i to. Ze wszystkich zestawów map brakowało tylko tego, którego potrzebowaliśmy.
Do Dunkierki będziemy już wchodzić na sondę. Mapa elektroniczna sprzed kilku lat, a papierowa kończyła się na Belgii.


Znowu moja wachta. Kawa jest niezbędna do wybudzenia ;)


Tego dnia Śmigło i Wojtek podali fantastyczne spagetti, które przygotowali samodzielnie.
Było strasznie syte. Nie wiem jak inni brali dokładki. Ja z 1/3 wyrzuciłem za burtę. Natychmiast w tym miejscu zakotłowało się od morświnów. Widać smakowało ;)


Idąc z północy trochę skracałem. Była niska woda i wchodziliśmy macając tor na echosondę. Nasz jacht miał 2,2m zanurzenia. Brak fali więc spoko mogliśmy sobie pozwolić na takie zabawy.


Mijamy w końcu lewą główkę portu Dunkierka (Francja). Widać że mamy odpływ.


Na zdjęciu widać jakie tu są skoki pływów. Pomosty jeżdżą 5-6m góra-dół.


Widok na marinę w Dunkierce. W porcie spotkaliśmy Anglików. Pozwolili nam zrobić zdjęcia aktualnych map wybrzeży Anglii. To już coś. Możemy płynąć na Anglię.


Ruszamy na degustację miejscowych przysmaków.


Zwiedzamy miasto Dunkierka (Francja)


Uderzyliśmy na miasto przekąsić coś lokalnego i spić lokalnego sikacza. Dariusz zdecydował się na żabie udka. Rybka pożera żabkę ;>


Wiesio wciągał ślimaki. Reszta raczej tradycyjnie aczkolwiek małża każdy spróbował. Całkiem niezłe w winie ;)


Wracamy do portu i jeszcze dziś (przed 24:00) mamy zamiar oddać cumy i gonić do Anglii do Dover. Na Londyn nie ma już szans. Wejście Tamizą zajmuje 6 do 10h. W określonym czasie trzeba być na śluzie (raz na dobę). Duże ryzyko że nie zdążymy. Rejs ma tylko tydzień i trochę szkoda ryzykować dwa dni. Lepiej wykorzystać ten czas inaczej.

DZIEŃ PIĄTY


Tym razem PSIA WACHTA BYŁA MOJA. Lekkie zdziwienie czemu tak póżno wstało słonko. Ano różnica czasu. Jesteśmy na 5-tym południku. Za nami Calais, a przed nami Dover.


"Skał zęby spod Dover"


Słynne klify Dover.


Sympatyczna pani potwierdziła nam prze UKF, że możemy wchodzić przy tym stanie wody (niski) do mariny. Zero mapy to 1,5m a my mamy 2.2m. Na styk ale przeszliśmy. Nie śluzowaliśmy się już dalej. Mogliśmy stać w pierwszej marinie całą dobę. W tej drugiej wyjście tylko o wysokiej wodzie.


W tle widać statek wycieczkowy siedzący na mieliżnie oraz śluzę. Teraz ponad wodą. Do wejścia z 4-5h. Szkoda czasu. Ruszamy w miasto. Tu gdzie stoimy minimalna głębokość wynosi 2,8m. Czyli luzik ;)


Wojtek na dole schodków. Widać, że ładnie tu skaczą pływy ;)


Byłem zmęczony i chciałem tylko zobaczyć twierdzę obronną na klifach Dover. Nie da rady. Nasz logistyk wynalazł tanie połączenia do Londynu. W ten sposób choć połowicznie zrealizujemy jeden z celów rejsu. OK. Cała załoga zapakował się do pociągu i pojechaliśmy.


Dotarliśmy. Na początek rundka wokół dworca centralnego w Londynie.


Tower Bridge. W drodze do mariny, żeby zaskoczyć naszą drugą ekipę na łajbie. Nie wspomnieliśmy, że do nich dotrzemy tak inaczej ;) - pociągiem.


Spotkanie z drugą częścią ekipy. Za chwilę wychodzą (po 24 h pobytu w Londynie i 52h żeglugi do niego). Nie mogliśmy się skontaktować ani przez GSM ani przez UKF w tej części. Ta ekipa twardo realizowała plan walcząc z wiatrami i prądem. (Droga powrotna z Dover zajeła nam 22h - korzystne warunki) i mieliśmy extra dobę na zabawy w Amsterdamie.,


Dariusz przegonił nas autobusami, metrem itd. po Londynie.


Zaliczyliśmy większość kultowych miejsc w rekordowym czasie 6h.


Przed pałacem Buckingham.


Saint James Park.


Wojciech na stadionie Chelsea.


Wróciliśmy do Dover. Śmigło walnął lokalnego browara z zasiedziałym lekko bywalcem tawerny ;). Wychodzimy na noc. Kierunek Holandia - Amsterdam.

DZIEŃ SZÓSTY


W drodze do Amsterdamu. Korzystamy z wygód. Autopilot pozwala zająć ręce czymś innym ;)


"Razem chłopcy rwijmy fały!"

Do Amsterdamu dotarliśmy w 22h. Na naszą drugą załogę musieliśmy czekać jeszcze kilkanaście godzin.

DZIEŃ SIÓDMY

W Amsterdamie trafiliśmy na urodziny jakiejś ważnej pani i wszyscy mieli na sobie coś pomarańczowego. Mnóstwo wesołych ludzi na ulicach po skręciku i/lub browarku. A gdzie policja?!


Queen\'s day w Amsterdamie. Obowiązywał kolor pomarańczowy.


Fantastyczna atmosfera i życzliowść. Policja... można sobie robić z nimi zdjęcia, chętnie pomagają i mają wiele wyrozumiałości na to co się dzieje... Extra.


Luzujemy się ;)


Fotki tłumu

d
Na przystanku tramwajowym.


Tak się bawi Amsterdam!


Troszkę tłoczno.


Steru nie widzę. Na każdej łajbie niezła konsola i kilka tysięcy watt.


Powstaje filmik. Później wrzucę na YouTube.


Zabawa na maksa!


Mamy dość! Z buta zrobiliśmy już kilkanaście kilometrów przeciskając się w tłumie.


Bardziej tradycyjny ubiór..


Jakby taka ekipa z browarem pokazała się w Polsce na łajbie... O dziwo nikomu nic się nie stało.


Wyczadowa ekipa przebrana za amerykańskich policjantów.


Aresztuj mnie !!! Takie dało się słyszeć wołania po takiemu co to ja nie rozumiem ;)


W Old Sailorze kol. Wiesław znokautował gościa jednym ciosem za to,że ośmielił się wylać na niego piwo. Nie zdążyliśmy złapać za aparaty. Cicha woda...


Nad ranem ulice nieco opustoszały... Bartek i Śmigło chcą posprzątać miasto.

DZIEŃ ÓSMY

Z Amsterdamu do Lelystad. Tylko dwadzieścia parę mil. Jedziemy zdać jacht, zapakować się i lecieć do Polski


W ostatni dzień przywiała nam korzystna czwórka. Jacht robił 8 knotów. No cóż. Fajnie było ale się skończyło.

Już myślimy o wyskoku w przyszłym roku na tym jachcie. Wyspy Fryzyjskie albo norweskie fiordy. Zobaczymy!

Z żeglarskim pozdrowieniem: Mariusz Tarnowski
Foto: załoga.

#322;ajb DZIE#347;my do Dover. #281; nie sta