
Opis bogato lustrowany fotkami z dziewiczego rejsu DeZet: Hubani i Wielkiej Berthani z Górek Zachodnich do Łeby
DZIEWICZY REJS - S/Y HUBANIA i S/Y Wielka BertHania
- dwie pierwsze DeZety morskie Sailing Academy
6-7 lipca 2006 Gdańsk Górki Zachodnie - Łeba

Obie jednostki HUBANIA i WIELKA BERTHANIA w Górkach Zachodnich.
(Dla wyjaśnienia nazw DeZet - obie nazwy kryją w nazwie imiona dzieci Marka: Hubert i Hania ;)
Klubowicze doskonale znają historię dlaczego nagle HUBNIA została wyrejestrowana z Urzędu Morskiego w Słupsku z portem macierzystym Łeba i zarejestrowana w Urzędzie Morskim w Gdyni. Stąd napisy na rufie: GDAŃSK. Jachty z Gdańska podlegają pod UM w Gdyni.
Tą metodą Marek dostał normalne certyfikaty - karty bezpieczeństwa na jednostki szkoleniowo-rekreacyjne, niezatapialne na 5lat!!! Inspektorzy Urzędu Morskiego w Słupsku sklasyfikowali tą jednostkę w oparciu o zarządzenia Dyrektora UM w Słupsku jako statek pasażerski i wymagali od Marka m.in. sanepidu oraz PIPu (Pewnie restaurację na DeZecie mieliby odbierać ;). Nie wspominam o konieczności zastosowania dwóch tratw ratunkowych po 6tys. każda, co jest zasadne dla statku pasażerskiego. Jednostka niezatapialna sama stanowi tratwę ratunkową //zalana wodą utrzymuje się na powierzchni wraz z załogą i całym osprzętem//.Jako wzór mocowania sześciu kół ratunkowych inspektorzy podawali założenie czterech z nich na maszt. Jak zauważył Marek taki numer może przejść z podkowami, bo by rzucić koło to najpierw musieliby zdemontować maszt! Korci mnie żeby coś dodać na temat kwalifikacji, wiedzy i zdrowego rozsądku co niektórych...

Tym niemniej na tę akcję zebraliśmy grupę odważnych klubowiczów, na hardcorowe przepłynięcie do Łeby bez zawijania do portów.
Ustaliliśmy, że ze względu na brak sanitariatów, kuchni i wszystkich tych bajerów, które są na tradycyjnym jachcie morskim, że płyną tylko faceci.
Jacht mieczowo-balastowy na morzu dostarcza więcej emocji, ale taki rejs przy niekorzystnych wiatrach mógł trwać 3 dni. Warunków do spania specjalnie nie ma. W przypadku deszczu, mokniemy nie ma gdzie się schować.

Moja załoga przygotowuje HUBANIĘ. Mnieliśmy mniej roboty, gdyż ta łajba była opracowywana już w Łebie. Teraz tylko dopieszczaliśmy szczegóły.

Załoga Marka Woźniakowskiego miała więcej roboty. Jednostka świeżo zwodowana, prosto ze stoczni. Jak zwykle to bywa zawsze czegoś brakuje, albo jest nie w tym miejscu. Tak czy inaczej o 1800 byliśmy gotowi do wypłynięcia.

Załoga Hubani:Mariusz Tarnowski, Wojciech Cysdorf, Jakub Mroczek, Tomasz Wichert i Szymon Ulemberg. Wszyscy w pasach bezpieczeństwa, gotowi do wyjścia.

Wreszcie wyszliśmy. Wspaniała pogoda. Korzystny wiatr (wschodni skręcający na południowy). Przed nami widoczna Wielka BertHania.

Jednak nasza załoga lepiej wytrymowała jednostkę. Mogliśmy pomimo zanurzonego silnika "objeżdżać" Bertę ;)

Gdy wiaterek w porywach osiągał 4B z dziobu zaczęły wpadać fale. Pomimo że było ciepło, zmuszony byłem założyć sztormiak.
Układ żagli nie pozwala na obserwację horyzontu z miejsca sternika. Na dziobie musi ktoś siedzieć w charakterze "oka" szczególnie na torze podejściowym do Gdyni, gdzie jest spory ruch.

Załoga WIELKIEJ BERTHANI: Marek Woźniakowski, Roland Ramczyk, Mariusz Śmigielski, Tomasz Niewolin, Mateusz Guliński.

W drodze do Półwyspu Helskiego. (W tle widać most wantowy w Gdańsku)

Gumiś pełen pasji za sterem (w starym moim sztormiaku który mu pożyczyłem w zeszłym roku - ciekawe kiedy odda ;) )

Na wielkiej....

Na Hubani. W tle Wielka...

Gumiś na "oku"

Płyniemy razem. Cień Wielkiej widać na żaglach Hubani.

Wojtas rządzi!!! ;)

Typowe żeglarskie klimaty. Zachód słońca. Czas zapalić światła pozycyjne.
Załoga musi na nocne pływanie założyć oprócz pasów bezpieczeństwa kamizelki ratunkowe wyposażone w lampki pozycyjne, które automatycznie zapalają się po umieszczeniu w słodkiej wodzie. Cała załoga przełączyła baterie na AUTO.

Mijamy Półwysep Helski. Za chwilę zapali się widoczna latarnia.

Zapada zmierzch. Podejmujemy decyzję, że przy tak korzystnych prognozach wykorzystujemy wiatr i gonimy na pełnych żaglach do Łeby. (Zwykle na noc redukuje się ożaglowanie, tak na wszelki wypadek). Niebo jednak było czyste, gwiazdy doskonale widoczne i nie spodziewaliśmy się porywistego wiatru.

Płynęliśmy obok siebie. Razem raźniej ;)

Wyłowiona z ciemności szperaczem Wielka Berthania.

Cały dzień pracy przy łódkach (od 0500 na nogach) dał o sobie znać.

Jak widać warunki do kilkudniowego żeglowania dla turystów są raczej spartańskie, ale pasjonatom wystarczy odbijacz pod głowę.
(Widać że śpiący mają zapięte pasy bezpieczeństwa - są przypięci do jachtu)

Na szczęście dla śpiących tylko raz zmienialiśmy hals ;) Tak by przelecieli na drugą stronę ;)
Fotka z pokładu Wiekiej ... na Hubanię.
Ech... Świt na morzu....

Wielka pod pełnymi żaglami o brzasku.

Cała załoga śpi... Tylko jeden a posterunku..

Markowi zachciało się kawy. (Wspominałem że kambuza też nie ma na DeZecie?)
Będziemy się sztrandować na plażę w Lubiatowie.

M.in. właśnie ze względu na brak silnika przy Wielkiej ... preferowałem dowodzenie Hubanią. ;)

Operacja zakończona powodzniem!!!

Seria pamiątkowych zdjęć załóg.

No cóż. Ponieważ byliśmy w Lubiatowie o 0800 musieliśmy obyć się bez kawy. Nie będziemy czekać do 1000!

Dwie godziny później DeZety stoją bezpiecznie w łebskiej marinie, gdzie będą stacjonowały całe lato.
Pomimo obaw po poprzednich doświadczeniach w żegludze na tej trasie, pobiliśmy nasz rekord przelotu - 18h. Taki wynik wcześniej miała LADY B. kpt. Krzysztofa Baranowskiego. My rezerwowaliśmy 3-4 dni na tą operację. Jednak tym razem wiatry i morze było dla nas łaskawe.
Opracował: Mariusz Tarnowski
Zdjęcia: Przeważnie MT i MW, czasami reszta załóg. | 2006-07-08 18:14:10