Wczoraj w nocy (24/25.07.10) Wielka Berthania dostała się w zasięg sztormu na wysokości Dębek. Niestety trzyosobowa załoga nie miała czasu ani ochoty robić zdjęć.
Dezeta wystartowała z Górek Zachodnich do Łeby i spóźniła się zaledwie o trzy godziny. Sprzyjający przez całą drogę wiatr z bagsztagu na wysokości Dębek koło Rozewia zmienił się na półwiatr, bajdewind, by w końcu z siłą sztormu unieruchomić łódź w marszrucie pod wiatr. Do tego momentu łódź pędziła z prędkością od 7 do 10 węzłów, czasami osiągając prędkość goniącej ją fali. Niestety odkrętka wiatru spowodowała dalszą żeglugę niemożliwą. Z zarefowanym bezanem i fokiem pognaliśmy z równie szaleńczą prędkością do, pogardliwie ominiętego wcześniej, Władysławowa. Po zrzuceniu bezana nasza prędkość spadła trochę i doganiające nas od rufy fale rozbijały się o pawęż zupełnie jak w żegludze na wiatr o dziób. Woda przelewała się przez cały pokład, ale łódź prowadziło się stabilnie i szybko. Nad ranem naprzeciw nas zobaczyliśmy płynący w naszym kierunku SAR z Władkowa i przez chwilę myśleliśmy, że będą nas asekurować. Gnali jednak do załogi brytyjskiego jachtu i tylko przemknęli obok nas. Do portu weszliśmy bez problemu na silniku i foku. Dzięki Neptunie, że tylko dałeś nam niezłą szkołę! A co do załogi - ja stawiam.
ps. szczegóły przy Klubowym kufelku :>