
7-20 maja (2 tygodnie) 6ścio osobowa załoga z Klubu Wodnego LOK Lębork żeglowała po Morzu Północnym pod dowództwem Kapitana Żeglugi Wielkiej Andrzeja Drewnikowskiego. Pogoda. No cóż trafiliśmy pechowo na zmasowane sztormy. Nie uniknęliśmy żeglugi powyżej 8B (16h). Powyżej 6B 32h. Udało nam się uniknąć zapowiadanego ORKANU - 12B w skali Bauforta. (...). Dodałem nowe fotki
|
Na zdjęciu wyżej: Mariusz i Maciej - w drodze do Cuxhaven (ujście Elby). Jak na rzekę to nieźle dawało. Lubię te klasyczne konstrukcje drewniane - pięknie się na nich sztormuje. Na plastkach jest niesamowity łomot i źle chodzą na fali. Nadają się do jachtingu.
Zaliczone porty: Kiel, Brunsbitel, Cuxhaven, Helgoland, Ijmujden, Amsterdam.
Kadra w składzie:
kpt. Andrzej Drewnikowski,
I- Mariusz Tarnowski,
II - Dariusz Pobrucki,
III - Maciej Rzepa,
Załoga:
Dariusz Karaś,
Mariusz Hejnar,
Tomasz Wichert...
Wyjeżdżamy..
Wyjechaliśmy o 5:00 z Lęborka. Planowaliśmy o 4:00 ale jak się okazało, kierowca myślał, że dopiero na drugi dzień jedziemy. Zresztą nie tylko kierowca ;).
Wyjechaliśmy z godzinnym opóźnieniem.

Korzystaliśmy z usług STAŚ BUS z Wejherowa. Tanio, szybko i konkretnie. Polecamy.
W Kiel byliśmy około 16:00. Przejmowanie jachtu zajęło około 2h. Została m.in. wymieniona nowa kuchenka na starą, która miała wbudowaną redukcję.
Dostaliśmy też zadanie uruchomienia toalety elektrycznej, która odmówiła posłuszeństwa. W trakcie rejsu ustaliliśmy zasiarczenie akumulatora odbiorczego. Nadawał się do wymiany, co też nasi następcy uczynili.

Na drugi dzień parę godzin straciliśmy na poszukiwania stacji benzynowej w marinach. Dojechaliśmy na oparach (trzecia marina) - nie mieliśmy locji akurat tych marin po stronie Bałtyku. Pytaliśmy miejscowych, którzy delikatnie mówiąc sami nie wiedzieli.

Po drodze trzeba było uważać nie tylko na jednostki nawodne. Uboty kursowały tam do bazy wojskowej.

Zatankowaliśmy się pod korek i ruszyliśmy z powrotem do Kiel pod śluzę.
Za przejście przez kanał Kiloński skasowano na 35EURO.
Droga w kanale zajęła nam dwa dni. (Możliwe było przejście w jeden dzień, ale na szukanie paliwa za dużo zmarnowaliśmy czasu.) W nocy po kanale jachtom pływać nie wolno. Do 21:00 musieliśmy stanąć w jednej z kilku marin na trasie.

W kanale zaskoczyło nas powitanie. Nagle słyszymy Mazurek Dąbrowskiego, banderę niemiecką opuszczoną do połowy masztu. Załoga pomachała punktowi na lądzie, który miał za zadanie pozdrawiać żeglarzy. Mnie tak zaskoczył ten salut, że nie zdążyłem odplątać bandery na flagsztoku, która była zamocowana "na
morsko". Także nie odsalutowaliśmy, a tylko machaliśmy.

W Brunsbuttel zatrzymało nas na dwa dni. Nawet wyszliśmy na chwilę przy wysokiej wodzie, ale kawałek za śluzą zawróciliśmy (wiało 8B).
Czas wykorzystaliśmy na przygotowanie jachtu do sztormowych warunków, zwiedzanie miasta oraz naprawę pompy (6-ściu inżynierów na pokładzie ;).

Kolacyjka

DJ Dariusz zapuszcza shanty z laptopa. Ciekawe kiedy na tym jachcie zamontują porządne radio (samochodowe) z przyzwoitymi głośnikami w mesie. Przydałoby się nie tylko do odsłuchiwania prognoz.

Ujście Elby. W drodzie do Cuxhaven.

Gdy wychodziliśmy wiało 5B. Kapitan później się przyznał że odebrał prognozę 9B. Wówczas byliśmy już w połowie drogi. Jak zwykle wiało nam w "twarz". Silnik ma źle dopasowaną śrubę i powyżej 2500obr/min mielił bez sensu wodę. Przy 3000obr/min pasek klinowy wydzielał zapach palonej gumy. Naciąg paska był OK, ale przydałyby się ze dwa paski.

Zadowolenie że dopłynęliśmy. Sztormiaki nie zdały egzaminu. Pomimo że nie padał deszcz to bryzgi wody wpadały na nas z prędkością 100km/h (aż bolał na twarzy). Konieczne było zastosowanie profilaktyki przeziębieniowej.
Naruszyliśmy apteczkę.

Lekarstwa miały pewne skutki uboczne.... jak widać na załączonym obrazku ;)

Korzystając z faktu, że zwolniło się miejsce na stanowisku z którego nasz przedłużacz sięgał zasilania, przestawiliśmy się.

W Cuxhaven na rowerkach zjeździliśmy kawał miasta, oglądając tutejsze atrakcje dla turystów. Nie daliśmy rady dojechać na wyspę, która przestawała być wyspą w czasie odpływu. Na fotce powyżej odpływ na plaży w Cuxhaven.

Idziemy na Helgoland. Nastroje wesołe. Darek za chwilę zostanie prezesem ;)

Kapitanowi spodobała się nawigacja elektroniczna. Jak wyłączaliśmy laptopa by oszczędzać energię to jednak mu nie pasowało. Człowiek się przyzwyczaja do wygody. Nawet z kokpitu jeden rzut oka i wiedzieliśmy co, gdzie i jak, bez
żmudnych wyliczeń. PS. LOG na Gryficie jest tylko z satelity. Stary mechaniczny został zdemontowany (trochę szkoda).

Spece od obserwacji wypatrzyli Helgoland. Tyle że później się okazało, że to był wielki kontenerowiec ;)

Podczas odpływu trzeba było włazić na keję jakieś 4m. To nie było dobre jak się wracało z nocnej wycieczki. He jak sobie przypomnę że ktoś wiązał ratowniczy na sobie bo zapomniał jak się to robi w rękach... Hafelmajsetr i jego pomocnik rzucili się trzymać linę bo bali się że gościa ściągnie z nabrzeża (wówczas chyba ze 6m wysokiego) łajba która ważyła z 5T ;)
W Helgolandzie panowała świetna atmosfera. Klimat jak z filmu "Przystanek Alaska". Wszyscy się znają...

Zwiedzanie wyspy.

Jeden z ładniejszych dni. Zwiedzamy mniejszą wysepkę na wschód od Helgolandu.

Darek P. zmontował panoramę wyspy z jej północno -zachodniego końca.

Ta w porcie odżywialiśmy się całkiem nieźle. W rejsie to pierwsze kanapki podano dopiero po 24h a i tak nie wszyscy jedli ;)

I-szy sprawdza prognozy na NAVTEXie. Cały czas słyszymy o zapowiadanym Orkanie w okolicach kanału angielskiego (czyli tam gdzie zmierzamy). Czekamy aż wiatr spadnie do 6B.

Jedziemy. Mieliśmy przez chwilę zapowiadane 4B z Nord. Wadą tego była krzyżowa martwa fala na której polegli następni. Jednak to po raz pierwszy był korzystny dla nas kierunek.

Ogólnie to nawet ciepło się zrobiło - 12C, tylko co jakieś 2h przechodził deszcz.

W nocy jak zwykle zimno. 8-9st.C

Na drugi dzień wiało już konkretnie 7-8B ale z NW. Szliśmy w bajksztagu 8,5knota. Ponieważ jazda na falach 3m przy tym kierunku z bezanem jest dość
trudna, po jakimś czasie zostawiliśmy tylko przednie żagle i grota z dwoma refami.

W Ijmujden wykąpaliśmy się, uzupełniliśmy wodę i paliwo. Szybciutki obiad oraz krótka drzemka i wskoczyliśmy w śluzę.

Śluza otwierająca drogę do kanału na Amsterdam

W Amsterdmie stwierdziliśmy że nie ma już sensu płynąć dalej. Wiało 10B. Jacht trzeba przygotować a i zwiedzać było co w Amsterdmie.

Sixhaven - marina w sercu Amsterdamu (naprzeciwko dworca centralnego). Potwornie zatłoczona. Jak myśmy się tam zmieścili - nie wiem.

Darek znalazł starego kumpla, który wyskoczył później z nami coś przekąsić.

Zwiedziliśmy kilka muzeów. Darkom najbardziej podobało się muzeum Hejnekena.

Podsumowując. Mimo że nie wszystkie planowane punkty rejsu zrealizowaliśmy, impreza była przednia.
Opis: Mariusz Tarnowski
Fotki: Załoga.
Film: jeszcze w montażu ;)
br /br /0\310\ width=\