Korespondencja nadesłana od Tomka Gulińskiego (Gumiś) - wraca z Nepalu.
Nasz kol. sternik jachtowy "Gumiś" nadesłał kolejną porcję informacji....
ah wreszcie cywilizacja. po 4 tygoniach w himalajach wrocilem do stolicy.
Jak ja kocham cyilizacje... Ulice, telefony, prysznic i internet.....
dziekuja za maile od Kamili , Julki, Ani, Piotrka , Franka, Kazka ,Kamila , Mariusza,Dagirgo i od najblizszych, nie spodziewalem sie ze bedziecie ciekawi Nepalskich klimatow
w mailu wyslam zdjecia Jak NIe chce wam sie czytac zagladnijcie tam - dosle jeszcze zdjatek w nastepnym mailu

Jiri
Wrocilismy z trekingu do based camp Everestu.Zaczelo sie od stolicy i przejazdu Expres basem do Jiri. Przez osiem godzin wilismy sie malym autobusem ktory przyspieszal
na krotkich prostych serpentynowej drogi. Przed kazdym zakretem kierowca naciskal na klakson i jesli nie uslyszal odpowieddzi -krecil czasami 360 stopniowy zakret. Droga zdawala nam sie miescic tylko nasz autobus, jednak dla nepalskich kierowcow byla wystarczajaco szeroka zeby sie wymijac, Kierowca mial moze z 18 lat i smigal tak ze nam robilo sie co zakret slabo. Po piierwsze dlatego ze wrazenia byly z zywcem wziete jak z kolejki na wesolym miasteczku , po drugi widzielismy jak wielkie sa przepasce. Siedzielismy w piatke
na tylnich siedzeniach. Rafal okupowal jedno okno , staszek drogie, oboje chorowali w podobny sposob jak to czynili na dachu i w autobusie inni podrozni.SIe Dzialo!!
BLEeeee
Rafal po tej jazdzie w Jiri miejsca startowego treku dostal goraczki i wyladowal na antybiotykach na 7 dni. To rozlamalo nasza grupe , Staszek z Pikusiem postanowili leciec helikoptrerem . Ja z Julitas zostalismy z Rafalem w Jiri. Przez ten tydzien w Jiri nuda byla tak gesta ze mozna bylo by ja krajac i owijac w zlotka od masla. Wtopillismy sie w krajobraz malej wioski w jej rytm i koloryt. Codzienne rytulaly dziwnego bajkowego swiatka.
Maoisci
na miejscu dowiedzielismy sie , dlaczego tak molo jest turystow w srodku turystycznego sezonu. Na trasie zbierali "dobrowolna oplate" partyzanci maoistyczni, tkory proklamowali republike kiri. Dlatego Staszek z Pikusiem postanowili zaplacic rosyjsko jezycznym pilotm
helikoptera i przeskoczyc do Lukli ( miejscowosci ktora dzielila szlak na komercyjana i gleboko nepalska czesc wedrowki). Po chorobie rafala postanowilismy zrobic to samo , przez zla pogode poszlismy na spotkanie partyzanta. Wlasciwie opraacowalismy plan jak ich nie spotkac. rano po 2 dniach wedrowki obeszlismy wielkim lukiem miejscowosc gdzie kosili po 5000 rupi od glowy ( czyli 75 usd). Kilka dni pozniej udalo nam sie minac ich oddzialy. Glownie dzieci 15 letnie z karabinami BRRRR. Zastanawiam sie kto zafundowal takie swinstwo temu spokojnemu i pokojowemu kraikowi. Trudno zbadac czy CHiny czy Indnie.
Strasznie malo trzeba rzeby zdestabilizowaac sytuacje biebnym kraju. Kilka karabimow i jakas szalona idea.
szlak
Szlaki przez pierwsze 7 dni prowadzil przez zwykle gorskei odciete od swiata wioski nepalu.
Razem z nami podazalo z osiem osob; Brytole , Nowozelandczyk , Niemcy , Wlijczk i udajacy Kanadoli Amerykanie ( ci cholpcy to mieli stracha). Spotykalismy sie czasmi na trasie i na moclegach w Logach ( Nepalskich domach- schoniskach). Czasami spotykalismy tylko lokalnych tragazy. Niosacych bezyne, ciastka , cukier i sto innych produktow. Nie mozna przejsc bez emocji widzac ile ci ludzie potrafia przeniesc. Balem sie podniesc wiklinowy kosz jednego z nich , strzelil by mi kregoslup. Sherpowie ( tak sie nazywa zamieszkujacy ta czesc Nepalu lud nosza te kosze urzywajac jako obuwia chinskich klapek (motylkow jak na plaze) lub trampkow .
Dzwigaj nawet 80 kg. kosz przewiazany tak ze opiera sie na czole.Mi wydaja sie najciezej pracujacymi ludzmi na swiece , kiedy jednak zaczynam rozmawiac sa spokoji, uprzejmi i wydaja sie szczesliwi. Ze spokojem dalajlamy odpowiadaj Namaste( dzien dobry ).
Przechodzimy przez male miejscowosci i zwykle zycie ludzi. W malej chatce dzieci wolaja haloo pen , halo foto . Dyndaja im gile przedzielajace ismiech na dwie polowy, sa przeurocze.
Wedrojemy po 6-9 godzin 1000m w dol i czasami tyle samo w gore.
Lukla
To miejsce gdzie dociera do nas droga fala trekero. Wiekszosc z nepalskimi przewodnikami i tragazami
Przylecieli tylko na sama koncowke treku samolotem., Juz sie nam mniej podoba klimat. W nagrode zaczyna juz byc widac biale szczyty 6000 i czasami nawet 8000 tysiecznikow. To jest cos . Nagrywam kilometry tasmy, na nasz filmik o Nepalu.POwoi zaczyna sie choroba wysokosciowa . Perwszy Rafal slania sie , usypia na stojaco i glosno oswiadcza ze mu jest wszystko obojetne .
Mnie juz na 4600 dopada podobnie jak Julke bezsennosc. Schroniska coraz skromniejsze , bardziej przypominaja baraki. Na wieczor wszyscy spotykamy sie tam grzejac przy kozie ( piecyku). Nasze koszty utrzymania z 3 usd na dzien wzrazstaja do 9- 10 a temperatura spada ponizej zera . Chodzimy czasami po 2 godzinny dziennie rzeby nas nie sciela choroba.
Spotykamy Wielickiego .Pierwszy polak. Ja oczywiscie go nie poznaje i zaczajam jak zwykle z kad jest i takie tak . Kolo odpowiada ze wracaja z gory i ze on to ze wsi jest
.Chcialem palnac no to niezle jak na ten wiek ale sie powstrzymalem . Dopiero pozniej Rafal mi opowiada ze to Wielicki czlowiek legeda. ha ha
Pozniej spotykamy jeszcze ludzi z Zdobywcow ( ponoc jakis program w TVP )
Pod Everestem
Dochodzimy tam. Niesamowite miesce . Lodowiec Kumbu zagradza dalsz droge na lodowiec.
Everest jest jakby przesonity do polowy inna mniejsz gorka. U podnorza lodowca rozbite helikoprery. Jestesmy dluga w trojke i trudno mi uwierzyc ze tu od czasu 1955 pierwszego wejsci tyle sie zdazylo.Dalsza droga to przebycie przy pomocy drabin pekniec na lodwcu Kumbo i smigani w gore i w dol dla aklimatyzacji pomiedzy czterema bazami w drodze do szczytu 9 (tygonie ). No i przedewszystkim zaplacenie oplaty 60 000 usd za wejsce oplacenie tragazy ze sprzetem i 1000 rzeczy dla ktorych oddaje honor tym wszyskim ktory odmrozili sobie tylko wchodzac na Everest.
Based camp to legenda.Tyle wypraw , slaw , tragedji.
Wdrapujemy sie na Kalapater 5500 npm. sterzenie tlenu na tych wysokosciach 50% trzeba sie na sapaac 2 razy wiecej . Widok zapiera ,
oslepiajace 8000 tysieczniki wszyskie mozna ponazywac i sa jakby obok na wyciagniecie reki.Rafal odzyskuje forme i smiga jak proca za to ja i Julita dusimy sie w nocy i decydujemy sie zejscrezygnijac z wyprawy przez przelecz do Gokio i do Anapurny.Po trzech nieprzespanych nocachi dwoch tygodniach paszportoego mycia ( czyli twaz i rece ) mowie dosc i wracamy powoli do cywilizacji mijamy klasztor w thenbucze innych chorujacych schodzacych w dol i usmiechnietych wchodzacych pod szczyt.
Ciezko tak w jednym mailu opisac atmosfere naszej miesiecznej wyprawy.mieszanka wielu niebiesko bialych slajdow szczytow , usmiechu ludzi i podrozy w wewnetrzna cisze.Warto bylo ....
Katmandu
Stolica nepalu to miejsce gdzie sie byczymy wcinajac lokalne zarcie i chopdzac do najmodniejszych klubow. Dziwne polaczenie miasta zachodu i buddyjskiej filozofi odcietego gdzies w gorach kraiku. Wybieramy sie dalej w podroz tym razem w tropiki.....
pozdrawiam Tomek